20 lat temu mieszkałem we Wrocku na Karłowicach. Był to okres kilku zmian w prawie, jak również powstawania ścieżek rowerowych gdzie tylko się dało. Jednak po kilku przejazdach owymi nowościami zdecydowałem się jeździć głównie po drodze, co owocowało jakoś tak przynajmniej jednym razem na tydzień gdy zatrzymywała mnie policja z zamiarem wlepienia mandatu. Jednak po kilku minutach rozmowy policjanci odpuszczali mandat i nawet nie notowali "pouczenia".
Otóż moim argumentem był inny przepis w kodeksie drogowym, który mówi że ścieżka rowerowa biegnąca wzdłuż drogi głównej jest jej wydzielonym pasem tylko dla rowerów, a tym samym - mam pierwszeństwo przed pojazdami na drodze podporządkowanej. Sęk w tym że ścieżki bardzo rzadko są pasem fizycznej jezdni, a najczęściej - wydzielonym pasem chodnika (co w żaden sposób nie zwalnia ich z prawa pierwszeństwa przed pojazdami na podporządkowanej). Drugi sęk to to, ze często owa ścieżka jest nawet 5m OBOK jezdni!!, czyli kierowca na podporządkowanej nie ma pojęcia że przecina pas z pierwszeństwem. Owszem - teraz często ścieżka ma kolor czerwony, ale tylko te nowobudowane..
W każdym bądź razie moja argumentacja zawsze była jednakowa - wiem że łamię prawo nie jadąc ścieżką, ale nie chcę być kaleką bądź nawet stracić życia tylko dlatego, że jakiś idiota w sejmie nie przewidział nowelizacji znaków informujących o przecinaniu drogi podporządkowanej przez ścieżkę rowerową. Ich mina na te argumenty była bezcenna, i nawet kilka razy tłumaczyli się że znaki to nie ich działka - ale żaden nie zdecydował się na wypisanie mandatu, moją odmowę i późniejsze spotkanie w sądzie
. Po kilku miesiącach żaden policjant z drogówki już mnie nie zatrzymywał, i to nie tylko na Karłowicach ale i centrum czy Krzykach - nie tyle że znali moją facjatę ile chyba poznawali rower, który był jeden jedyny i bardzo charakterystyczny
.
Owszem - zarówno wtedy jak i teraz wielu z rowerzystów nie mają pojęcia o znakach, jednak uważam że nie można pakować wszystkich do jednego worka z napisem "pedalista"..