Znalezione w komentarzach na WP
Polska rok 2018:
Kontrolerzy skarbowi nadeszli cichaczem.
Dzieci w sieniawskim przedszkolu bawiły się klockami, zajadając cukierki i ciastka. Nie było czasu na ukrycie dóbr. Pięciogodzinna kontrola wykazała rażące uchybienia podatkowe prawie u wszystkich maluchów.
Jacuś miał w kieszeniach czternaście cukierków a urzędnicy doskonale wiedzieli, że rodzice malca są bezrobotnymi od lat.
Jacuś poszedł siedzieć. Nie pozwolono mu nawet zabrać czapeczki.
Martynka nie potrafiła powiedzieć skąd wzięła 14 zł a więc sumę pozwalającą na zakup pięciu lizaków o smaku truskawkowym.
Tata Martynki powiesił się w ubiegłym roku na śliwce po otrzymaniu od skarbówki kary stu tysięcy złotych za nieopodatkowanie zysku ze sprzedaży sąsiadowi połowy kury. Wspaniałomyślnie nie uwzględniono obowiązku podatkowego z tytułu darowizny pazurów kury na rzecz sąsiadowego psa, ale i tak kwota kary była tak ogromna, że tata dziewczynki musiałby pracować sześćset lat aby na nią zarobić.
Przeciwko Lesiowi wytoczono na miejscu postępowanie skarbowe ponieważ nosił markowe spodnie i posiadał przy sobie zdjęcie z chomikiem, którego posiadania nie zgłosili rodzice Lesia ani on sam do urzędu skarbowego. Posiadanie zwierzątek domowych było w Polsce dozwolone,ale obowiązywał podatek od luksusu ich posiadania. Chomik był stary co znaczy, że Lesio migał się z płatnością długi długi czas i groziła mu astronomiczna kwota kary.
Beatka podpadła wprowadzeniem na rynek szyszek, które sprzedawała koleżankom za ciastka i tym sposobem nabrała nietypowej dla malucha wagi, która jednoznacznie wskazywała na życiowy dobrobyt.
Urzędnicy skrupulatnie rewidowali plecaczki dzieciaków, odrywali szwy w poszukiwaniu pieniędzy.
W kurtce Krzysia znaleziono osiem groszy polskich i dwa miedziane druciki. Krzyś długo opierał się pod naporem krzyżowych pytań. W końcu wyjawił,że pieniądze uzyskał ze sprzedaży gumki ścierającej.
Gumki nie odnaleziono,podobno zeżarł ją Wituś,ale same zeznania wystarczyły do nałożenia kary sześciu tysięcy złotych i przepadku mienia za nieopodatkowany dochód.
Andrzejka zostawiono w spokoju. Był wnuczkiem majora z SB i synem uczciwego handlarza nieruchomościami. Kierownik Urzędu Skarbowego był szwagrem andrzejkowego dziadka więc nie wypadało szarpać dzieciaka. Brat dziadka był prokuratorem i kiedy kierownik spowodował po pijanemu wypadek łaskawie przymknięto na to oko bo ten od nieruchomości też musiał żyć. Taka drobna kurtuazja w stosunkach międzyludzkich.
Mała Joasia nie miała tyle szczęścia. Zerwano jej bursztynowe korale z szyi i zabrano telefon. Tak rażącego bogactwa ludu nie mogło państwo zaakceptować. Joasia nie była w stanie przedstawić żadnych rachunków,źródła pochodzenia dóbr i dokumentacji środków, które pozwalałyby jej na zakup tak drogich przedmiotów. Po godzinie śledztwa wyjawiła, że wszystko otrzymała od św.Mikołaja, który jednak nie występował w rejestrze przez co zachodziło uzasadnione podejrzenie, że jest to przedstawiciel szarej strefy a więc do natychmiastowego sprawdzenia.
Wątek św.Mikołaja przewijał się w zeznaniach dzieci jeszcze kilkakrotnie, ale kierownik zalecił ostrożność w śledztwie zwracając uwagę na przedrostek "święty" gdyż mogło się to wiązać lub naruszać interesy wyżej postawionych osób lub instytucji z rodzaju tych nietykalnych.