Stefan, powiedział bym "wsio ryba", ale po przygodzie na Mazurach, już boje się używać tego określenia...
Sorry za OT, ale jak mi się już przypomniało... to wiecie, rozumiecie... jak tego nie zapisze, to ta wredna pani skleroza mi ukradnie
A było to tak:
Dawno, dawno temu, jak jeszcze uprawiałem piesze wędrówki (były takie czasy w latach 70-tych poprzedniego stulecia
), to podczas jednej z takowych, gdy zaliczaliśmy kolejne jeziora na Mazurach, ale na piechotę była taka sytuacja.
Zbliżał się wieczór, a my już nieco wykończeni marszem, szukaliśmy jakiegoś campingu, coby przed zmrokiem rozstawić namioty i się jakoś ogarnąć na noc. Z naprzeciwka zbliżały się ku nam dwie miejscowe (chyba... ale wnioskowaliśmy po ubiorze) dziewoje. Zwróciliśmy się więc do nich z pytaniem:
- gdzie w najbliższej okolicy znajdziemy jakieś pole namiotowe ?
na co otrzymaliśmy odpowiedź w formie pytania:
- ale jakie pole namiotowe ? Bo jest ich kilka...
i wtedy właśnie wyrwało się z mojej gardzieli, cytowane wcześniej:
- wsio ryba
po chwili zastanawiania się, i wymianie spojrzeń pomiędzy sobą, jedna z dziewoi całkiem poważnym głosem odpowiedziała:
- nie no ,takiego to nie ma w tej okolicy...
Tak jak stałem, tak usiadłem na asfaltowej drodze, nie zdążywszy nawet zdjąć plecaka z ramion
Reasumując, Stefanie jakikolwiek dla chłopaka, bo córka jakoś nie wykazuje zainteresowania...